Niegdyś stolica komunistycznego imperium, dziś dom dla rzeszy miliarderów. Przeciwnicy nazywają ich oligarchami wskazując, że wzbogacili się dzięki powiązaniom z władzą
Moskwa to miasto sprzeczności. Z jednej strony miłośnicy najdroższych samochodów mogą tam znaleźć wszystkie ulubione modele. Z drugiej bieda jest tam widoczna na pierwszy rzut oka, wystarczy zaobserwować warunki w jakich egzystują Tadżycy przyjeżdżający pracować na stołecznych budowach. Pod jednym względem wszyscy mieszkańcy są równi: niezależnie od tego czy posiadają starą Wołgę czy Bentley'a stoją w tych samych korkach.
Pomysłowość mieszkańców nie zna granic. Wykorzystując zawrotne ceny nieruchomości, niektórzy z nich postanowili wynająć swoje mieszkania i wyjechać do Indii, gdzie niskie ceny żywności pozwalają im się łatwo utrzymać, a gdy zabraknie gotówki zawsze mogą zagrać w produkcjach rodem z Bollywood.
W Moskwie mieszka aż 79 ze 101 rosyjskich miliarderów. Taka koncentracja to przede wszystkim wynik powiązań między światem biznesu i polityki. Mieszka tam m.in. najbogatszy Rosjanin stalowy magnat Władimir Lisin. Jego początek kariery sięga 1991 roku. Pracując w hucie wykorzystał szansę podążając za szefem, który został ministrem metalurgii. Wkrótce wraz z kilkoma wspólnikami założył firmę, która sprzedawała rosyjskie metale na Zachód. Gdy wspólnicy zaczęli się wycofywać wykupywał ich udziały, stając się większościowym akcjonariuszem gigantycznej huty w Nowolipiecku. Jego majątek sięga 24 mld dol.