Jeszcze niedawno spacer nabrzeżem Motławy na północ od Żurawia mógł być atrakcją tylko dla zwolenników turystyki alternatywnej. Powojenni urbaniści, w myśl doktryny otwierania śródmieścia, dążyli bowiem do rozluźniania kwartałów, tworzenia nowych widoków na wybrane zabytki, wprowadzania zieleni. Dzielnica staromiejska stała się de facto modernistycznym osiedlem z dodatkowym programem turystycznym. W rozproszonej zabudowie jest zbyt mało życia, by ożywić przestrzeń publiczną, a skala budynków okazała się zbyt mała w stosunku do panującej tu pustki.
Okolice Targu Rybnego znalazły się ostatnio w centrum zainteresowania inwestorów, a świadomość błędów modernistycznej urbanistyki daje ich interesom ideologiczne uzasadnienie. Za apartamentami Symfonia (publikacja „A-m” 3/10) i hotelem Hilton trwa budowa kolejnego hotelu oraz loftów w dawnym magazynie win przy Grodzkiej, a dalej planowane jest Muzeum II Wojny Światowej. Wiadomo już, że miejska tkanka będzie się zagęszczać. Konserwator wymaga zachowania dawnej skali, linii zabudowy, kolorystyki, rozwiązań materiałowych, rytmu fasad nawiązującego do średniowiecznej parcelacji. Można więc tworzyć architekturę współczesną, ale współczesność manifestować głównie w detalu lub niewidocznych rozwiązaniach inżynierskich. Hotel Hilton stanął na niezabudowanej działce przy Targu Rybnym, która umożliwiała widok z szerokiej, zadrzewionej ulicy Grodzkiej w kierunku rzeki i gotyckiej Baszty Łabędź, do 1945 roku otoczonej niższą zabudową. Wyczynem było posadowienie budynku poniżej lustra płynącej obok Motławy, 2,5 metra pod ziemią. Garaż podziemny jest nieodzowny, więc nie obyło się bez 1700 pali i konsultacji z firmą, która przebijała metro pod Tamizą.
Forma i szczegółowe rozwiązania budynku to wynik gry między konserwatorem, architektem, właścicielem oraz międzynarodową siecią 3500 hoteli, która wszędzie chce utrzymywać podobne standardy. Obiekt zajmuje kwartał składający się niegdyś z wielu wąskich działek, konserwator żądał więc ewokowania rytmu i skali dawnych domów. Właściciel natomiast, który prowadzi niedaleko Hotel Hanza, ukryty za fasadami kilku pastiszowych niby-kamieniczek, chciał, by nowy Hilton odbierany był jako jedna zwarta bryła. Architekt pogodził sprzeczność, tworząc elewacje o zmiennym rytmie, ale wykorzystując ograniczoną liczbę materiałów: bazalt oraz dwa rodzaje cegły. Ta ostatnia produkowana na zamówienie, tradycyjnymi metodami, ma niejednolitą fakturę i kolorystykę. Stefan Kuryłowicz zastosował znany z innych jego projektów (w tym sąsiednich apartamentów Symfonia) kapryśny rytm pionów na fasadach. Ale już wysokość i rozwiązania strefy dachu są wynikiem konserwatorskich wytycznych, które przysłużyły się atrakcyjności samego hotelu. Na poziomie piątego piętra, od strony Motławy (jako wspomnienie niższej kamienicy) powstało obniżenie z 500-metrowym dekiem wykładanym drewnem tekowym, z barem, basenem za wielką szybą i fantastycznym widokiem na rzekę oraz dachy starego Gdańska. Taras daje jednocześnie poczucie przebywania w środku miasta i na odległej o kilka kilometrów plaży. Szklana nadbudówka od ulicy Grodzkiej to z kolei powidok stojącej tam kiedyś wieżyczki – gościom położonego niżej pokoju zapewnia prywatny widok na Bałtyk.
Nie wszędzie sprzeczne wymogi i standardy udało się pogodzić. Sztuka hotelarska nakazuje kształtować korytarze jako zamknięty obieg, by gość trafił do pokoju niezależnie w którą stronę skręci z windy. Tu obwodowy układ zaburza odnoga, wynikającą z kształtu działki. Z kolei zastosowane przez architekta, typowe dla jego realizacji, małe balkoniki na elewacji, zostały zrealizowane, ale sieciowe standardy skazały je na bezużyteczność: w Hiltonach wyjścia na balkony są blokowane. Odkryty podczas fundamentowania narożnik muru zamku krzyżackiego został zabezpieczony i zakonserwowany, ale niestety nie wyeksponowany.
Wnętrza są wypadkową założeń funkcjonalno-przestrzennych przyjętych przez pracownię przy projektowaniu całości, inwencji właściciela oraz wymogów sieci. Żywotność wyposażenia hoteli oblicza się zwykle na siedem lat (meble, tapicerka itp.) i kilkanaście lat (elementy stałe). Dlatego nawet w luksusowych obiektach projektanci stosują atrapy, imitacje i scenograficzne rozwiązania, które zużywają się szybciej, ale wymieniane będą bez żalu. W tym przypadku natomiast nie widać wielu oszczędności. Przeciwnie, meble w barze wykonano z dębu, posadzki parteru z bazaltu, a ściany atrium od parteru do piątego piętra pokryte są nie farbą (brudzącą się łatwo, jak w warszawskim Hiltonie), lecz szlachetnym stiukiem. Różnica wyczuwalna jest dopiero w dotyku, ale stiuk będzie zużywał się wolniej i lepiej starzał. Od innych hoteli tej sieci gdańskiego Hiltona wyróżnia także obfite użycie kolorowego szkła, kojarzącego się z bursztynem. Lokalna artystka Edyta Barańska wykonała z niego tysiące elementów – od mydelniczek we wszystkich łazienkach, przez dekoracje w pokojach i na korytarzach, po dwa LED-owe żyrandole – jeden nad recepcją, a drugi, trzynastometrowej wysokości, w atrium. Wystrój wnętrz to uwspółcześniona wersja hotelarskiego luksusu: minimalistyczne kształty, szlachetne materiały, ekstrawaganckie dodatki. Gdy nadejdzie czas generalnego remontu, prawdopodobnie nie wszystko trafi na śmietnik. Zewnętrzną architekturę budynku można zaliczyć do podobnej kategorii – ekskluzywnego produktu, współczesnego, ale nieszokującego tradycjonalistów. Będzie jednym z wielu elementów gęstniejącej tkanki starego Gdańska, odsłaniającym swe zalety w szczegółach. Nie ma powrotu do uliczek rozbrzmiewających nawoływaniami rybaków i marynarzy. Rejon ten skazany jest na rolę turystycznej enklawy z hotelami i apartamentami, z mariną i muzeami, ale to chyba jedyny sposób, by przywrócić życie pięknym nabrzeżom.

-
Centrum Nauki phaeno w Wolfsburgu, realizacja pracowni Zahy Hadid, odbiega od wszelkich konwencji kształtowania formy i dyspozycji funkcjonalnej budynku. Phaeno odrywa się od ziemi. Jego miękka, opływowa bryła, o wielkopowierzchniowych pochyłych ścianach, stojąc na dziesięciu żelbetowych „nogach”, pozwala przestrzeni miasta swobodnie przelewać się pod spodem i wokół budynku. Wielka żelbetowo-stalowa skorupa mieszcząca powierzchnię ekspozycyjną zamyka w sobie jednoprzestrzenne wnętrze urozmaicone zmiennym przebiegiem sufitu, podłóg i ścian, które tworzą wrażenie zagadkowego, niemalże księżycowego krajobrazu. Realizacja tych wizji nie byłaby możliwa bez nowoczesnych technologii budowlanych – a szczególnie bez betonu samozagęszczającego i jego specyficznych właściwości – ani bez ścisłej współpracy inżynierów i architektów. więcej
-
Piąta edycja, organizowanego przez miesięcznik "Architektura Murator", konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE więcej
-
Szósta edycja konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE, organizowanego od 1995 roku więcej
-
