Stoję przed budynkiem zaprojektowanym przez stararchitekta. Odruchowo wyciągam komórkę, robię zdjęcie i przesyłam je znajomym. Chwilę później dostrzegam zbliżającego się ze złośliwym uśmiechem strażnika, który już sięga po bloczek mandatów...
To oczywiście fantazja, ale przez chwilę wydawała się prawdopodobna. Podczas czerwcowych obrad jednej z komisji Parlamentu Europejskiego zgłoszona została poprawka do raportu dotyczącego wdrażania dyrektywy InfoSoc z 2001 roku. Debaty z dziedziny prawa autorskiego zazwyczaj nie odbijają się echem w mediach. Tym, razem było inaczej. Poprawka Jeana-Marie Cavady sugerowała, że każdorazowe komercyjne wykorzystanie wizerunku dzieła sztuki czy obiektu architektury powinno odbywać się za zgodą właściciela odpowiednich praw. Krótko mówiąc – jeśli fotografujemy nową dzielnicę, musimy skontaktować się z każdym biurem architektonicznym, które zbudowało jeden z ujętych w kadrze budynków. Koszmar, nawet jeśli żaden z architektów nie zażąda opłaty. A jeśli ktoś zostanie pominięty i po wakacjach przyjdzie nie tylko mandat za przekroczenie prędkości, ale i plik pozwów? Prawa autorskie do wizerunku obowiązują nawet do 70 lat po śmierci twórcy. W praktyce cała współczesna architektura może więc być na cenzurowanym. Jeśli wziąć pod uwagę, że dziełem jest też rekonstrukcja, modernizacja czy system iluminacji, z wielu miejskich pejzaży zostanie na zdjęciach głównie niebo.
Na szczęście nie jest tak źle. Obecnie swobodę fotografowania obiektów znajdujących się w przestrzeni publicznej zapewnia tzw. prawo panoramy, obowiązujące w większości krajów Europy. W poszczególnych państwach ma ono nieco odmienną postać, np. pozwalając lub zabraniając komercyjnego wykorzystania fotografii. Dyskusyjna poprawka, nawet gdyby została przyjęta, nie ma mocy prawnej, mogłaby się pojawić tylko w niewiążącym raporcie. Dokument ten sugeruje kierunek, w którym powinno się rozwijać prawo UE, ale sam prawem nie jest. Wygląda na to, że z punktu widzenia przeciętnego fotografa-amatora cała sprawa była burzą w szklance wody.
